wtorek, 2 lutego 2021



Chmury wyszły nam naprzeciw
Zimnym śniegiem pole świeci
Wędrujemy przez to pole
Płomyk mrozu masz na czole
Lisy stoją w progu lasu
Piękny smutek wzrok im zasnuł
I borsuki i niedźwiedzie
Nawet mały jeż nas wiedzie

Tylko chłód, słodki chłód
Powiąże nam ramiona
Tylko las, ciemny las
Wyciąga cienie do nas

Pobiegniemy truchtem szparko
Gdzie zabłysnął dom latarką
Pobiegniemy gdzie z komina
Nową chmurę dym zaczyna

Tylko chłód, słodki chłód
Powiąże nam ramiona
Tylko las, ciepły las
Wyciąga ręce do nas

Więc zanurzmy się w tym lesie
Jak w kołysce i bezkresie
Ścieżką, duktem, przez polanę
Świat to mglisty i nieznany
Tam przed drzwiami nieznanymi
Za którymi jodła dymi
Spoza których jodły pieni
Pożegnamy ust zawieję…

Stanisław Grochowiak

 


 

Kochany wróblu mój, obywatelu
Czterech pór roku i świata całego,
Bywalcze wszystkich dróg, co wzdłuż pól biegą,
I wszech podwórek włóczęgo bez celu!

Niechaj cię moce Opatrzności strzegą,
Że mnie nawiedzasz, stary przyjacielu,
Których na ziemi tej jest tak niewielu,

U okna mego siadasz w zmierzchu zimy,
Co mą samotność i pustkę rozszerza,
„Cierp, cierp, cierp” – ćwierkasz i cierpliwie cierpię,

Patrzę na dachy i kominów dymy
I wieszam serce, jak lampę przymierza,
Nicią tęsknoty na księżyca sierpie.

Leopold Staff 


 

Niby po­to­ki łez za­mar­z­nię­tych,
Po nie­bie lila ja­sno-bla­dem,
Na srebr­nych ża­glach roz­wi­nię­tych,
Ma­leń­kie chmur­ki pły­ną sta­dem.
Lo­do­wym bla­skiem gwiazd pro­mie­nie
Skrzą się nad pola śnież­no-bia­łe
I roz­le­wa­ją w krąg mil­cze­nie
Me­lan­cho­lij­ne, onie­mia­łe.
I ja­kiś po­kój dziw­nie bło­gi
Ogar­nął śnież­ne mgły sre­brzy­ste;
Na sen­ne cha­ty, pola, dro­gi
Mil­cze­nie pa­dło uro­czy­ste.
I za­milkł wiatr, uci­chły szu­my
Ko­ro­ny to­pól szkie­le­to­wej;
Ma­rze­nia peł­ne i za­du­my
W błę­ki­ty pa­trzą nie­me sowy.
I tyl­ko z dala nie­spo­koj­ne
Sły­chać hu­cze­nie, śmig wia­tra­ka;
I duch ze sobą to­czy woj­nę
I w nim, śród ci­szy, wrza­wa taka.

Antoni Lange 


 

Na­sza zima bia­ła,
Chu­s­tą się odzia­ła,
Idzie, idzie do nas w go­ści,
W srebr­nych bla­skach cała!

Wło­ży­ła na czo­ło,
Księ­ży­co­we koło,
Lecą z płasz­cza gwiaz­dy zło­te,
Gdy po­trzą­śnie połą.

Z lodu ber­ło trzy­ma,
Tchu, ni gło­su nie­ma,
Idzie, idzie, smut­na, ci­cha,
Ta kró­lo­wa zima!

Idzie mar­twą nogą,
Wy­iskrzo­ną dro­gą,
Po­sta­nę­ły rze­ki mo­dre,
Do mo­rza nie mogą.

Gdzie stą­pi, gdzie sta­nie,
Sły­chać na­rze­ka­nie:
— Oj bied­ne my kwia­ty, tra­wy
Co się z nami sta­nie! —

Przed nią tu­man leci,
Stra­szy małe dzie­ci...
A my da­lej do ko­mi­na:
Nie pu­ścim wa­sze­ci!

Maria Konopnicka 


 

o jest przecież ta droga śniegiem zasypana
gdy śnieg to po prostu niewinność podziwu
to jest wybrać samotność albo najzwyczajniej
odejść od zakochanych, żeby byli sami
to jest chyba ten uśmiech, a może pytanie
nie wiem jaki mnie teraz znowu pies przygarnie
lęk także i zdziwienie jeszcze coś z maciejki
co kochając ma zawsze skromne wymagania
to jest właśnie ta czystość którą ludzie depczą
dystans pomiędzy sobą a tym co się kocha

Ks. Jan Twardowski 


 


Na całej połaci - śnieg.
W przeróżnej postaci - śnieg.
Na siostry i braci
Zimowy plakacik - śnieg... śnieg.

Na naszą równinę - śnieg.
Na każdą mieścinę - śnieg.
Na tłoczek przed kinem,
Na ładną dziewczynę - śnieg... śnieg.

Na pociąg do Jasła,
Na wzmiankę, że zgasła,
Na zdarte dwa hasła,
Na słał słał, aż zasłał.
Na dobre pobudki,
Na gorsze ich skutki...
Na puste ogródki,
Na dzionek za krótki...

Na w sinej mgle dale - śnieg.
Na kocham cię stale! - śnieg.
Na żale, że wcale i - na tak dalej - tak dalej,
Tak dalej - tak dalej,
Tak dalej - tak dalej - śnieg...

Jeremi Przybora 


 

Pięknie tutaj: śnieg chrzęści i skrzypi,
Z każdym rankiem tężeje mróz.
W białych ogniach pochyla się gibki
Krzak zmrożonych iskrzących się róż.
Na wspaniałym odświętnym śniegu
Ślady nart, jak wspomnienie legendy,
Że gdzieś, kiedyś, w czasach odległych
Razem z tobą przeszliśmy tędy.

Anna Achmatowa
tłum. Gina Geysztor 


 

Puchowy śniegu tren
W krąg roztacza swe czary,
Dźwięczą sanek janczary,
Miasto spowił już sen.
A przez ulicy cieśń
Zdobny w śniegowe szaty
Idzie panicz bogaty
Nucąc wesołą pieśń:

Najlepszy śnieg krajowy,
Po prostu śnieżny as!
Do sportów tak zimowych,
Jak kolejowych zasp.
Na wzór najlepszych wzorcy
Wybitnych ciężkich zim,
Co nie chcą go dozorcy
Sprzątać, olśnieni nim...

Wstrzymaj, Polaku, pęd
Do Saint Moritz, Chamonix.
No, a Rabka, czyż to im
Nie dorasta do pięt?
Ja bym przeciwnie rzekł:
Może nawet do pępka,
No, a Szklarska Porębka
To już chyba do szczęk.

Najlepszy śnieg krajowy
Z rodzimych chmur i pól,
Puszysty, lekki, zdrowy
Opadów naszych król.
Pod narty i pod sanie
Na posypanie Tatr
I ty i ty bałwanie
Z niego się lepisz rad...

Jeremi Przybora 


 

Pierwszy śnieg nie zakrywa niczego. Stawia czas otworem
spod białych zasp wytrząsa nasze podobizny
z lat tak odległych że aż nieprawdziwych

W uchu nam dzwonią niegdysiejsze sanki
i kolorowy pompon szalika lub czapki
z refleksem łyżwy spada w kuli śniegu.

Biel zaskakuje nas. Stajemy cisi
i wstępujemy w siebie jak do domu
odzyskanego po długiej podróży

gdzie ktoś nam zwraca z wielkim opóźnieniem
rzeczy tak dawno od nas pożyczone
że już nie wiemy czemu mają służyć.

Urszula Kozioł



Na podwórku, tuż za bramą -
czarnej sieni czarny wlot.
W sieni dzień i noc tak samo
rezyduje Czarny Kot.

Uśmiechając się pod wąsem,
czai się w ciemnościach, łotr.
Drą się koty wniebogłosy,
ale milczy Czarny Kot.

Myszy dawno już nie łowi,
stroszy wąs i śmieje się -
łapie wszystkich nas za słowo
i kiełbasę naszą żre.

Ani żąda, ani prosi,
kryje w ślepiach żółty blask.
Każdy sam mu coś wynosi,
jeszcze mu się kłania w pas.

Nie zamiauczy ani razu,
ale z sieni - ani rusz;
o framugę ostrzy pazur,
jakbyś miał na gardle nóż!

Stąd też wszyscy przygnębieni,
wszystko w domu - byle jak...
Warto by żarówkę w sieni...
Ale chętnych jakoś brak!
Ale forsy ciągle brak!...

Bułat Okudżawa, tłum. Witold Dąbrowski