piątek, 31 stycznia 2020



Pod niebem jest pięknie dziś
Od westchnień i próśb,
Pod niebem jest szaro od...
Od naszych żalów i gróźb.
Pod niebem jest pięknie tak,
Od życzeń, ich barw,
Pod niebem ulotnie jest
Od marzeń jak ptak.
Czasem spadnie nam deszcz,
Jakby pękły te chmury łez
I poczujesz jak ja,
Że ten smak dawno znasz.
Więc znowu do nieba wznieś
Westchnienia i żal,
To miejsce jedyne jest,
Gdzie mieszczą się nam.
Więc znowu do nieba wznieś
Skrzydła twych próśb
Tam będzie im dobrze, gdy,
Gdy tu zabraknie ci snów.
A tu życie jak las
Wśród odartych z marzeń dni,
Ile trzeba mieć sił,
By tak żyć, by tak żyć...
Nie budźcie marzeń, gdy śpią
Po ciężkiej nocy,
Choć bez nich gorzkie są dni
Jak cierpki ocet.
Nie budźcie marzeń, gdy śpią.
Potrzebne będą przed snem,
Gdy nic już nie ma.
Nie budźcie marzeń, gdy śpią,
Potrzebne będą przed snem,
Gdy w środku nie ma już nic.
Pod niebem jest pięknie dziś,
Od westchnień i próśb,
Pod niebem jest szaro od
Od naszych żalów i gróźb
Pod niebem jest marzeń na tysiąc lat,
Że aż je czytać wstyd.
Pod niebem, w niebie, lecz gdzie to jest?
Może w sercu i w snach?
Jacek Cygan
fotowzruszalik z roku 2017

środa, 29 stycznia 2020



Chyba już można iść spać,
Dziś pewnie nic się nie zdarzy.
Chyba już można się położyć,
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.
Tamtą kartkę z wczorajszej nocy
Trzeba zmiąć i położyć w koszu
I od nowa na nowej kartce
Pisać nowy, niemiłosny list do losu.
Albo donos napisać na życie,
Bo należy mu się swoją drogą
I podpisać zgryźliwie - "Żyćliwy",
Tylko gdzie to wysłać, do kogo
Takie łóżko, a taka dobra rzecz,
To był świetny pomysł z tym łóżkiem.
Gdy ktoś chce sobie życie poprawić
To wystarczy poprawić poduszkę.
Andrzej Poniedzielski

fotowzruszalik z roku 2016

wtorek, 28 stycznia 2020



Rzuć to wszystko, wszystko co złe
Co gnębi cię
Zostaw troski za sobą gdzieś
I ze mną pędź,
Właśnie ze mną!

Ty ze mną obok, ja z tobą
Niech szampan strzeli nam na drogę
Zwyczajne w nadzwyczajne znów odmieńmy dni

Słuchaj proszę
Niech inni w grudniu, my w kwietniu
Niech inni w deszczu, lecz my słoneczni
I w kolorowe zmieńmy te bezbarwne sny

Uwierz nagle w różowy czas
Przecież mnie masz
Rzuć to wszystko, zostaw co złe
Lepiej już mnie, mnie pokochaj
Niech inni w grudniu, my w kwietniu
Niech inni w deszczu, lecz my słoneczni
I w kolorowe zmieńmy te bezbarwne sny

Słuchaj proszę,
Co było przeszło, nie wróci
Wczorajszy smutek niech już nie smuci
Wiec zostaw, zostaw wszystko
I zatrzymaj mnie!

Leszek Długosz

niedziela, 26 stycznia 2020



Teraz słuchaj: Na ścianie wschodniej są dwie szafki
z napisem NARCOTICA, VENENA... widzę bladość,
Szkotko, nie drżyj, bo czyniąc kaprysowi zadość,
kazałem to kaligrafować - dla zabawki;
z jednej skrzynki i z drugiej miła woń wylata,
w jednej bowiem jest kawa, a w drugiej herbata,
kordiał królów, specjalność mojej chmurnej pani;
lepszej, Floro, z pochodnią szukaj w swej Brytanii,
uważając, by wrzątek gadał w dzbanku z cyny,
a esencja w czajniczku flamandzkim; nikomu
nie uda się herbata tak jak w naszym domu,
zapach cierpki, czerwienią prześciga rubiny;
a jednak jeszcze nie jest tej najwyższej próby
w porównaniu z herbatą księcia karykatur,
kalemburów barona - chyba z rajskich kwiatów
zaparza ją służący Jerzego Zaruby!
Konstanty Ildefons Gałczyński "Opis domu poety"
fotowzruszalik z roku 2004

sobota, 25 stycznia 2020


Mimozami jesień się zaczyna,
Złotawa, krucha i miła.
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
Która do mnie na ulicę wychodziła.

Od twoich listów pachniało w sieni,
Gdym wracał zdyszany ze szkoły,
A po ulicach w lekkiej jesieni
Fruwały za mną jasne anioły.

Mimozami zwiędłość przypomina
Nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty moja jedyna,
Przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
W parku płakałem szeptanymi słowy.
Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny,
Od mimozy złotej - majowy.

Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
Jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką...

Julian Tuwim



Jabłka świecą na drzewach jak węgle w popiele,
wiatrak pęka ze śmiechu i powietrze miele

Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne
z różowymi żądzami mężną wiodą wojnę.

Już kasztan się osypał i ochłodły ranki;
o, młody przyjacielu, poszukaj kochanki

z małym domkiem, ogródkiem, sennym fortepianem,
która by włosy twoje czesała nad ranem,

z którą byś po śniadaniu czytał Mickiewicza -
niech będzie silna w ręku, a piękna z oblicza,

jak jesień zamyślona, jak Jesień śmiertelna
i jako jabłka owe cierpka i weselna.

Konstanty Ildefons Gałczyński




Dom nad porami roku
dom dzieci zwierząt i jabłek
kwadrat pustej przestrzeni
pod nieobecną gwiazdą

dom był lunetą dzieciństwa
dom był skórą wzruszenia
policzkiem siostry
gałęzią drzewa

Zbigniew Herbert




Lunatycznie się przechadza luna srebrnooka
i ogląda w czarnym stawie swoją drugą twarz.
Karolina ma kokardę w kolorowych lokach
i ubierze się na randkę w całkiem nowy płaszcz.

Jakieś dziwne śmiechy słychać w mrokach i półmrokach,
pachnie mięta, majeranek, pachnie biały bez.
W taki wieczór każdy kogoś chociaż trochę kocha,
a przynajmniej mu się zdaje, że tak właśnie jest.

Te dziewczyny, które w oknach stoją bardzo same,
i ta pani, co przegląda album starych zdjęć,
one piszą do księżyca listy niekochane,
i wrzucają w czarne morze obojętnych serc.

Bardzo proszę zgasić księżyc, wyciąć majeranek,
bo to drażni takich ludzi, którym smutno jest.
Bardzo proszę zgasić księżyc, piszą niekochane,
albo zrobić coś dla ludzi, którym smutno jest.

Agnieszka Osiecka




Są lżejsze niż jesienne mgiełki
i zajmą tylko pół poduszki,
bo mają uszy jak supełki,
ogonki jak cieniutkie strużki
i cicho, zanim się spostrzeżesz,
wejdą ci w serce na paluszkach...






Lodowy księżyc wpadł mi do ogrodu,
zimny jak psia łapa zanurzona w śniegu.
Rogi mu zalśniły przez chwilę jak świece.
Czego tutaj szuka śmieszny księżyc z lodu
kruchszy niż nadzieja psa porzuconego
i bezradny jak pies przed zamkniętym sercem?






Pochwalona niech będzie zima. Piękna bardzo
I mądra, która ziarno przed mrozami tuli
I słodka. Nigdy słowa me nią nie pogardzą,
Lecz ciebie, ziarno, będę pochwalał najczulej.

Pochwalona niech będzie zima. Nie znieważy
Moje słowo pamiętne bieli, szronu, lodu,
Lecz najgorętszy uśmiech mej bolesnej twarzy
Tobie, wiosno - poro słońca, trawy, miodu.

Pochwalona niech będzie zima. Srebrne drzewa,
Gwiazdy śniegu na dłoni - któż was dość pochwali?
Lecz najsłodziej jest wiosną czułym głosem śpiewać
I serce jako świecę na jej chwałę palić.

Pochwalona niech będzie zima. Boże prawa
Spełniająca surowo, lecz z mądrą pokorą -
Ale spod śniegu błysła oczom trawa
I zachwyt sercem szarpie - i brzmi śpiew jak chorał.

Wojciech Bąk



Trzeba mi wielkiej wody,
Tej dobrej i tej złej,
Na wszystkie moje pogody
Niepogody duszy mej
Trzeba mi wielkiej psoty,
Trzeba mi psoty, hej...
Na wszystkie moje tęsknoty,
Ochoty duszy mej.

I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
Gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
I gdzie muzyka gra, muzyka gra...
Nie daj mi Boże, broń Boże skosztować
Tak zwanej życiowej mądrości,
Dopóki życie trwa, póki życie trwa...

Agnieszka Osiecka




- La Pologne? La Pologne? Tam strasznie zimno, prawda? - spytała mnie i odetchnęła z ulgą. Bo porobiło się tych krajów tyle, że najpewniejszy jest w rozmowie klimat.
- O pani - chcę jej odpowiedzieć - Poeci mego kraju piszą w rękawicach. Nie twierdzę, że ich wcale nie zdejmują; jeżeli księżyc przygrzeje, to tak. W strofach złożonych z gromkich pohukiwań, bo tylko to przedziera się przez ryk wichury, śpiewają prosty byt pasterzy fok. Klasycy ryją soplem atramentu na przytupanych zaspach. Reszta, dekadenci, płaczą nad losem gwiazdkami ze śniegu. Kto chce się topić, musi mieć siekierę do zrobienia przerębli. O pani, o moja droga pani.

Wisława Szymborska



Wiosna, wiosna już w powietrzu,
człowiek, kwiat i ptak ją przeczuł.
Ile do niej jeszcze dób -
liczą usta, pąk i dziób.
A ja wcale nie w zapale
i zachwytem się nie palę,
bo mi - starszy jestem czym -
tym bardziej szkoda zim.

Zima trudna,
zima brudna,
zima nudna -
żaden bal.
Zima ziębi,
zima gnębi,
ale zimy, zimy żal.
Zima mrozi,
zima grozi,
nie dowozi,
w zaspach tkwi.
Ale mimo
zmartwień z zimą-
żal tej zimy, zimy mi.

Jeremi Przybora




Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.

Słowo to zimny powiew
nagłego wiatru w przestworze;
może orzeźwi cię, ale
donikąd dojść nie pomoże.

Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
wódka w parku wypita albo zachód słońca,
lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic
i nie stanie się nic - aż do końca.

Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.

Zaufaj tylko warg splotom,
bełkotom niezrozumiałym,
gestom w próżni zawisłym,
niedoskonałym.

Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
wódka w parku wypita albo zachód słońca,
lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic
i nie stanie się nic - aż do końca.

Michał Zabłocki




Ze słomki rozkrajanej na złocistą gwiazdę
wyrasta pierwsza bańka: biała, mętna, nudna,
pęcherz, obwisłe wymię, z ciężką dójką z mydła
która spływa na ziemię w mokrej niknąc plami
Po czym jak ptak zasiada na słomce następna:
zielona i różowa jak zamorska ara.
dłuży się, i ogromna, spłoszona z gałązki,
drży w powietrzu, aż. mydłem pryśnie idąc wniwecz.
Lecz jeśli ci oddechu starczy na dmuchanie,
to z ostatków roztworu pozostałych w słomce
jeszcze jedna wykwitnie - malwowa i złota,
przekreślona krzyżami platynowych okien.
I już nic nie wydmuchasz - o ile z ust twoich,
przedłużonych tą słomką o gwiaździstych wargach,
nie błyśnie klejnot tęczy, szkiełko chybotliwe,
laramuszka z Murano, niezdolna do wzlotu,
i szeptami zachwytu potrącona - zgaśnie,
w mgnieniu oka skończona... Słomka twoja splunie
w ślad za nią resztką mydła... nadpłynie wspomnienie
...zabawne porównanie... i z nagłym westchnieniem
w wodzie z mydłem zanurzysz słomkę po raz drugi...

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska



Od zachodu wieje wiatr,
od Ronsarda, od Boccaccia,
a też od Kochanoviusa.

Do pieca, Floro, podkładaj,
a ty wiosnę opowiadaj
jeszcze trwożną, sancta Musa;

Euterpe, w tym Aninie
powiedz, żeć czas nieźle płynie,
gdy ranek jak woda lustry!

i gdy zawiewa Favoni,
że miota z rozwartej dłoni
Gałczyński wiersz, Bałtyk bursztyn.

Nuże, Musa, nuże, nuże!
opowiadaj, iż kałuże
światłem kupczą, srebrem kałuż;

a gdy pan swój oremus
zakończy, ty, Floro, jemu
z wieprza kotlet w miskę nałóż.

Mnie wieprz, tobie wichura
muzo moja złotochmurna,
chwalę twe liściaste zgłoski,

gdy wierszem jak okowita,
polskim wierszem wiosnę witam
z Kasprowiczem, z Kochanowskim.

Konstanty Ildefons Gałczyński


Stacyjka Zdrój, miasteczko przy niej -
a nad miasteczkiem widzę tym,
jak niziuteńko niebo płynie,
na którym imię twe pisze dym.

Na rynku zawsze ludniej,
gdy targ przy starej studni.
U wrót plebanii drzemie dziad
i kasztanami sypie wiatr.

Wciąż wracam na stacyjkę białą
pociągiem, który lato wiózł.
Wesołych brzóz go sześć witało -
sześć go żegnało zmartwionych brzóz.

Ze stacji droga krótka -
zielona stara furtka
zaskrzypi cicho: Jak się masz -
podobną kiedyś znałam twarz".

A potem sień - ktoś drzwi odmyka -
głosy wzruszone, twój i mój.
A potem cień i wszystko znika
i już umyka Stacyjka Zdrój...

Jeremi Przybora
12 grudnia 1915 - 4 marca 2004





Nie wiersze rosną - rosnę ja
Zachwytem, gniewem, niepokojem.
Nie wiem, daleko mi do dna
I wszystko dawne - już nie moje.

W otwartym oknie. Czuby wierzb
Chylą się w wietrze. idzie burza.
Z jej warg wydętych ciepły szept
Ucisza ptaki, kwiaty zmruża.

Ja - z wiosną. We mnie rośnie świat
Z milczenia. I gdy wy mówicie:
"To nic nowego, to deszcz spadł,
To idzie burza", dla mnie - życie.

Mieczysław Jastrun





Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich

Ziemia i niebo przemijają,
chwieją się fundamenty światów,
ostatni slogan snuje pająk:
Vanitas vanitatum -

i od balkonu do balkonu,
w wąskiej uliczce, w głębi, na dnie,
pod groza złego nieboskłonu
pająk i slogan są ostatnie.

Ach, ukryć się tu w ciemnej sieni
z dala od rynku, gdzie tak nudno,
kiedy przechodnie przerażeni
pytają się, co będzie jutro;

z trwogą spogląda w niebo karzeł,
co nuty sprzedaje nad rzeką.
I w tłumach ciągle te dwie twarze:
oszusta i potępionego.

II

Po niebie płynie moje serce
i rozpryskuje się na dachach,
ostatni slogan snuje pająk,
amorki na portalach grają
utwory z "Orgelbuchlein" Bacha;

amorkom żal polskiego serca,
uliczka nad Sekwanę skręca,
skręci za parę chwil -
serce na niebie, księżyc - tutaj,
pomyłka, fikcja, złudna nuta:
rue Saint Louis en L'Ile.

III

Ach, co za noc! Co za bezdroża
wśród chmur, a miasta ciężar chmurny
jak na dnie zielonego morza
odnalezione partytury.
Na noszach mnie uliczką niosą,
bełkocę: - Księżyc! Tam! Znad
domu!
Jesienin kiedyś .taką nocą , . .
zawołał, zawył: -Mamo, pomóż!

IV

Niebo i ziemia przemijają,
chwieją się fundamenty światów,
ostatni slogan snuje pająk:
Vanitas vanitatum.

Nasz każdy wiersz zaorzą pługiem,
będą kartofle, potem wódka,
bo nasze życie - za długie,
a sztuka-za krótka.

Co pozostanie? Noc,
mitologia niedorzeczna,
sowiooka noc, zielonooka noc.
Noc jest wieczna.
(Z gitarą w ręku. Za uszami z kwiatem.
W świetle księżyca.
Chciałbym być choćby najmniejszym
szmaragdem w jej zausznicach.)

V

Paryż. I noc. I Notre-Dame.
I wiatr. Na pustym placu sam
odprawiam modły do Madonny.
Trzy gwiazdki nad wieżami brzęczą
i drżą. Modlitwa kręci mną
jak wiatr natchniony, wir szalony.

"Ziemia i niebo przemijają,
lecz słowo Moje nie przeminie";
kto to powiedział? kto powiedział?
Zapomniałem.

Zapomnieć snadniej. Przebacz, Panie,
za duży wiatr na moją wełnę;
ach, odsuń swoją straszną pełnię;
powstrzymaj flukty w oceanie;
toć widzisz: jestem słaby, chory,
jeden z Sodomy i Gomory;

toć widzisz: trędowaty, chromy,
jeden z Gomory i Sodomy,
pełna "problemów", niepokoju,
z zegarkiem wielka kupa gnoju.

Nie mogę. Zrozum. Jestem mały
urzędnik w wielkim biurze świata,
a Ty byś chciał, żebym ja latał
i wiarą mą przenosił skały.

Nie mogę. Popatrz: to me dzieci,
śliczna kanapa i dywanik,
i lampa z abażurem świeci,
i gwiazdka malowana na nim,
gwiazdka normalna, świeci ziemsko -
a Ty byś zaraz - betlejemską!

Posadę przecież mam w tej firmie
kłamstwa, żelaza i papieru.
Kiedy ją stracę, kto mnie przyjmie?
Kto mi da jeść? Serafin? Cherub?

A tu do wyższych pnę się grządek
w mej firmie "Trwoga & Żołądek".
Lecz wiem, że jednak on się stanie,
ten wielki wicher: na noc szatańską
odpowie nocą mediolańską
święty Augustyn w Mediolanie!

A kiedy minie Twoja burza,
czy przyjmiesz do Twych rajów
tchórza?
O nocy słodka, nocy letnia...
Za oknem galilejska fletnia.

VII

Świt. Sekwana ziewa. Trzy
koty miauczą. Deszczyk mży
i w śmiesznych rynnach woda płacze.
Gdy wróci noc, znów pójdę sam
na pusty plac przed Notre-Dame
i cień mój pomknie za mną tam
z wielką walizką rozpaczy.

Konstanty Ildefons Gałczyński



Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
na klombach mych myśli sadzone za młodu
pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
i które mi świeci bez trosk i zachodu.

Rozdaję wokoło mój uśmiech, bukiety
rozdaję wokoło i jestem radosną
wichurą zachwytu i szczęścia poety,
co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną!

Kazimierz Wierzyński





Jeden z bratków, gorący i amarantowy,
patrzy mi prosto w oczy groźnie jak samuraj.
Cała grządka spogląda ciężkim wzrokiem sowy,
fiołkowa, granatowa, czerwona, ponura.

Ten niebieski już więdnie. Tamten żółty tetryk,
złośliwie i ze wstrętem marszczy nos wklęśnięty,
a jakiś bratek-siostra, w rzęsach na dwa metry,
łzę rosy liściem ściera z policzków wygiętych.

Największy brat, jak pasza w turbanie z fioletów,
z goryczą w dół opuścił pociemniałe wargi
wśród liści, obróconych ku górze sztyletów,
skąd dymna wilgoć róży paruje jak nargil.

Bez strachu groźną grządkę przebiegł szary pająk,
więc gniewają się, warczą kwiaty w złym humorze.
O coś chciały zapytać. Oburzone wstają,
a wiatr im aksamitne nakłada obroże.

I znów patrzą w zmartwieniu pustem i jednakiem,
począwszy od tetryka, skończywszy na paszy -
Bratki! Wyszłyście z ziemi skrzywione niesmakiem.
Coś wam się nie podoba. Czy tam może straszy?

Maria Pawlikowska - Jasnorzewska




Śpiewam - jestem, słyszę serca bicie,
Śpiewam serca, śpiewam duszy tajemnicę.
Tak jak czuję, najserdeczniej śpiewam życie!

Niechaj każdy dzień niepustym dźwiękiem
Brzmi radośnie, niechby smutno - ale pięknie!
Chcę, by los zaśpiewał razem ze mną tę piosenkę

Czystym tonem każdy dźwięk - dzień życia
I niech płynie moja słodka tajemnica
Ach, jak pięknie śpiewem duszę ukołysać.

Andrzej Poniedzielski




Fioletowe bywa niebo nad grzbietami domów,
Gdzie w balkonach koronkowych
Na tle okien szczerozłotych
Późne panny karmią kwiaty z blaszanych czajników,

Zaklinają na fiolet niebieski
Wielką miłość, by przyszła nareszcie,
Miłość wielką, by przyszła nareszcie
Zaklinają na fiolet niebieski
Zaklinają na fiolet.

Granatowe bywa niebo nad grzbietami domów.
Za oknami, gdzie zazdrostki
Smutnie strzegą snów miłosnych
Późne panny pod jedwabiem marzą po kryjomu,

Zaklinają na granat niebieski
Wielką miłość, by przyszła nareszcie,
Miłość wielką, by przyszła nareszcie
Zaklinają na granat niebieski
Zaklinają na granat.

I czerwone bywa niebo nad grzbietami domów,
Palce głaszczą pelargonie,
Ciepłych płatków pełne dłonie.
Późne panny na dobranoc kwiatom zostawione

Zaklinają na czerwień niebieską
Wielkie szczęście, by wreszcie nadeszło,
Byle szczęście, by wreszcie nadeszło
Zaklinają na czerwień niebieską
Zaklinają na czerwień niebieską...

Krystyna Zajączkowska-Poikolainen




Przez kolejne grudnie, maje każdy goni jak szalony
A za nami pozostaje sto okazji przegapionych.
Ktoś wytyka nam co chwilę w mróz czy w upał, w zimie, w lecie
Szans niedostrzeżonych tyle
I ktoś rację ma, lecz przecież

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy,
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany.
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną,
Jeszcze zimowe śmieci na ogniskach wiosny spłoną.

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali,
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali.
My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie
Jeszcze nie, długo nie.

Więc nie martwmy się, bo w końcu
Nie nam jednym się nie klei,
Ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei,
Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa:

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy,
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany.
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom,
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją.

Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa,
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa.
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta, która w przepaść rwie,
Jeszcze nie, długo nie.

Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła,
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął:
Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął!

Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera,
Gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera.
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej, co się skończy źle,
Jeszcze nie, długo nie!

Wojciech Młynarski





Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie niezebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.

Słońce przytuli nas do swych rąk
I spójrz: ziemia ciężka od krwi
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.

Przyjmą kobiety nas pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam
może już

Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.

Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.

Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.

Agnieszka Osiecka



Chyba już można iść spać,
Dziś pewnie nic się nie zdarzy.
Chyba już można się położyć,
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.

Tamtą kartkę z wczorajszej nocy
Trzeba zmiąć i położyć w koszu
I od nowa na nowej kartce
Pisać nowy, niemiłosny list do losu.

Chyba już można iść spać,
Dziś pewnie nic się nie zdarzy.
Chyba już można się położyć,
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.

Albo donos napisać na życie
Bo należy mu się, swoją drogą
I podpisać zgryźliwie "życzliwy".
Tylko gdzie to wysłać, do kogo?

Chyba już można iść spać,
Dziś pewnie nic się nie zdarzy.
Chyba już można się położyć,
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.

Takie łóżko, a taka dobra rzecz
To był świetny pomysł z tym łóżkiem.
Gdy ktoś chce sobie życie poprawić,
To wystarczy poprawić poduszkę.

Chyba już można iść spać,
Dziś pewnie nic się nie zdarzy.
Chyba już można się położyć,
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.

Andrzej Poniedzielski

Fotowzruszalik z roku 2012





Do Wenecji stąd dalej co dzień,
wtulona w kąt nocy kończę sen kolorowy,
niezwykłe przygody dwojga serc.
Idą z szarych stron godziny dobra za złą
I plotą nitkę lat.
Wtulamy się w aksamit utkany z dat.

Do Wenecji stąd dalej co dzień,
Za oknami od wczoraj moknie deszcz niepotrzebnie,
Na Bugu przybyło ledwie pięć.
Idą z szarych stron godziny dobra za złą
I plotą nitkę lat.
Wtulamy się w aksamit utkany z dat.

Do Wenecji stąd dalej co dzień,
Wysprzątał się z kątów tamten sen, wywieruszył,
Nadziei nakruszył w miód i dżem.
Idą z szarych stron godziny dobra za złą
I plotą nitkę lat.
Wtulamy się w aksamit utkany z dat.

Andrzej Poniedzielski




Jak niegdyś Danae
(że wspomnę dla przykładu)
przez życie me całe
mam skłonność do opadów.
Byle spadł
deszcz lub grad –
milszy mi jest świat.
Gdy dach mi przecieka –
podstawiam ja naczynka.
I już mnie urzeka
kropelek sonatinka:
Plim - plum plam, plam plum plim,
tak się cieszę nim –
gdy…

w schludnej mej izdebce
pada sobie deszcz!
Chlupie, chlapie, drepce, chłepce
wzdłuż i wszerz!
To cieniutką strużką
zdobi sufit w szereg map,
to znów mi na łóżko -
cichutko kap, kap, kap.
A chociaż deszczyk to jest rodzaj kolosalnych łez -
to mi chlup, chlup, chlup,
to mi chlap, chlap, chlap,
to mi tup, tup, tup,
to mi kap, kap, kap,
to mi wesolutko z deszczykiem moim jest!

I zamiast naiwnie
na deszczyk utyskiwać -
ja myślę przeciwnie
o jego pozytywach -
o tym, że
życie czcze,
gdy ustają dżdże.
Z deszczyku jest grzybek,
i woda jest dla rybek.
Zeń – owoc dla drzewek
i groszek dla marchewek.
Z jego ros
krzepnie kłos -
więc się cieszę w głos,
gdy…

w schludnej mej izdebce
pada sobie deszcz!
Chlupie, chlapie, drepce, chłepce
wzdłuż i wszerz!
To cieniutką strużką
zdobi sufit w szereg map,
to znów mi na łóżko -
cichutko kap, kap, kap.
A chociaż deszczyk to jest rodzaj kolosalnych łez -
to mi chlup, chlup, chlup,
to mi chlap, chlap, chlap,
to mi tup, tup, tup,
to mi kap, kap, kap,
to mi wesolutko z deszczykiem moim jest!

Jeremi Przybora

Fotowzruszalik z roku 2011